Strona główna

Witold Marciszewski
notatki osobiste - odcinek 1

Światopogląd informatyczny
humanisty

Osobliwością tych notatek jest przedstawianie pewnych problemów światopoglądu informatycznego w powiązaniu z kwestią dowodzenia istnienia Boga. Staje się to jednak naturalne w kontekście filozofii Leibniza, którą w pewien selektywny sposób podzielam. Bóg w rozumieniu Leibniza jest niejako superkomputerem o nieskończonej mocy obliczeniowej (ideę komputera antycypował on na zasadzie ekstrapolacji własności wynalezionego przezeń arytmometru). Pojęcie Boga wyznacza w ten sposób kres górny na skali rosnących mocy obliczeniowych, stając się użytecznym konstruktem teoretycznym w pewnym nurcie dociekań informatycznych. Toteż zaczynam te notatki od miłych wspomnień obcowania z Leibnizem na pewnym seminarium, w towarzystwie uczonych kolegów.

1. Rok szczególnej zażyłości z Leibnizem. Zdjęcie pochodzi z roku 1987, czasu pracy w Salzburgu. Ta data i miejsce są na tyle ważne w moim życiu zawodowym, że chcę ów czas tym obrazkowym akcentem upamiętnić. Z ochotą prowadziłem wtedy na uniwersytecie salzburskim seminarium na temat logiki i filozofii Leibniza -- zogniskowane wokół jego dowodu istnienia Boga. Dowód taki zamieścił on w roli aneksu do swej rozprawy doktorskiej De Arte Combinatoria (1666). W jej podtytule podkreślił, że jest to rozumowanie ujęte matematycznie, co wtedy oznaczało naśladowanie techniki dowodowej Elementów Euklidesa.

W dociekaniu leibnizjańskiej wizji świata, prześwitującej już w tym wczesnym dziele, uczestniczyli profesorowie: Paul Weingartner, który mnie do Salzburga zaprosił, znakomity znawca tak średniowiecza jak i epoki Leibniza, oraz Peter Simons, przybysz z Anglii, autor i wykładowca niezwykle wnikliwy i wszechstronny. Ich udział niemało tym zajęciom przydał atrakcyjności.

Problem dowodu na istnienie Boga był dla mnie czymś na kształt pasji biorącej się z postawy uporczywie racjonalistycznej, którą nazwałbym głodem rozumności. Miałem nieprzepartą potrzebę przekonania się, czy istnieje superpotężny rozum stwórczy. A starałem się to czynić według standardów ścisłości, których wzorem jest matematyka. Sądzę, że można to też nazwać radykalnym humanizmem. Jest w tym bowiem wielka pochwała homo sapiens za jego odwagę intelektualną, która waży się atakować problem sensu świata, jego początku i celu, sięgając aż po wyobrażenie rozumu obdarzonego atrybutem nieskończoności.

Średniowieczne argumenty Tomasza z Akwinu, podawane w liceum przez katechetów, przyjmowałem z respektem, ale uwierała mnie ich niezgodność z ideą dowodu wyniesioną ze szkolnych lekcji matematyki. A także brak definicji tego obiektu, którego istnienia się dowodzi, oraz negatywny stosunek do nieskończoności: zakłada się w tej argumentacji, że świat fizyczny jest skończony w sensie liczby elementów. Może i jest, ale rzecz zasługuje na namysł, bez przesądzania z góry. Tym nie mniej, na studiach filozoficznych w KUL, zachęcony przez wykładowcę logiki prof. Józefa Iwanickiego, próbowałem poddać owe tradycyjne argumenty formalizacji w języku współczesnej logiki. To znaczy, ująć je tak, żeby poprawność logiczną mógł skontrolować zaprogramowany odpowiednio komputer.

Daremność tych długotrwałych wysiłków stworzyła grunt do entuzjastycznego przywitania argumentu Leibniza. Przypominając metodą dowody matematyczne, w swej treści zawierał on definicję Boga jako intelektu o nieskończonej mocy, dzięki czemu było wiadomo, jakich jego własności (intelektualność, nieskończoność) chce się dowodzić (tego brakuje u Tomasza). Była też koncepcja świata jako zbioru nieskończonego. Z czego miało wynikać (mówiąc w uproszczeniu), że z utworzeniem i organizacją obiektu nieskończenie złożonego może sobie poradzić tylko umysł nieskończony. Z takim wnioskiem trzeba być dziś ostrożnym, bo współczesna wiedza dostarcza wyobrażeń alternatywnych co do genezy złożoności wszechświata, ale w każdym razie jest tu nad czym pomyśleć.

2. Od formalizacji do komputeryzacji. Zanim ten wątek podejmę, trzeba wspomnieć o zdarzeniu, które się z nim splecie, a którym również upamiętnił się ów urodzajny rok 1987. Doszła mnie w Salzburgu dobra wieść z Warszawy, że Ministerstwo przyznało duże pieniądze na mój projekt badań nad komputerowym dowodzeniem twierdzeń w matematyce, który obejmował kilkanaście polskich uczelni, w szczególności placówek matematycznych. Jak się to stało, że typowy humanista stał się autorem i kierownikiem takiego projektu?

Było to tak, że inspirowana światopoglądem potrzeba formalizacji argumentów filozoficznych doprowadziła do znajomości z matematykiem z UW Andrzejem Trybulcem. Stworzył on pod nazwą "Mizar" (ponoć na cześć gwiazdy widzianej tej nocy, gdy przeszedł mu do głowy ów pomysł) język formalizacji logicznej tak zintegrowany z językiem programowania, żeby dowód był wykonalny dla komputera.

O recepcji Mizara za granicą świadczy m.in. 23 tom (2007) periodyku Studies in Logic, Grammar and Rhetoric (założonego przeze mnie w r.1980), z udziałem autorskim światowej czołówki badaczy na polu mechanizacji dowodu, zatytułowany From Insight to Proof - Festschrift in Honour of Andrzej Trybulec. W jaki zaś sposób inspiracją dla Mizara była polska tradycja logiczno-filozoficzna, szkicuję w wydanym przez Jana Woleńskiego tomie Philosophical Logic in Poland, Kluwer, Dordrecht 1994, w artykule "A Jaśkowski-style system of Computer-Assisted Reasoning".

Merytorycznie to dr Trybulec był siłą napędową wspomnianego projektu, podczas gdy ja byłem koordynatorem organizacyjnym. A merytorycznie przyczyniłem się doń, wspólnie z Romanem Murawskim z Instytutu Matematyki UAM, badaniami nad nurtem logicznym w dziejach mechanizacji rozumowań. Zostało to utrwalone w naszej wspólnej książce Mechanization of Reasoning in a Historical Perspective, Rodopi, Amsterdam/Atlanta 1995.

3. Pociąg do nieskończoności. Wróćmy do Leibniza i jego wizji nieskończoności. Nim się wybrałem z tym tematem na wykłady zagraniczne, poświęciłem mu parę lat w bibliotekach i przy biurku, skupiając się na teorii zbiorów nieskończonych stworzonej przez Georga Cantora, kongenialnego z Leibnizem i fascynującego się jego dziełem. Jest to teoria frapująca filozoficznie, ale trudna dla umysłów słabo matematycznych, toteż wyniki tych studiów nie były imponujące. Próbowałem jednak poddać je sprawdzeniu przez publikacje. Jedna z nich znalazła się w wydanym (PWN) pod moją redakcją tomie Logika formalna. Zarys encyklopedyczny z zastosowaniem do informatyki i lingwistyki. Jest to polska wersja wcześniejszego tomu Dictionary of Logic as Applied in the Study of Language. Concepts, Methods, Theories, Nijhoff, The Hague (etc.) 1981. Do wersji polskiej odważyłem się napisać rozdział "Aksjomatyczne ujęcie teorii mnogości".

Uważam to dziś za błąd. Nawet pod presją terminów wydawniczych, gdy nie dotrzyma terminu specjalista, nie powinno sie sięgać w zastępstwie po pióro amatorskie. Ale że praca ta przyniosła mi cenne zrozumienia, pozostały uczucia mieszane, nie tylko negatywne. Dodam dygresyjnie, że moje uzdolnienia matematyczne oceniam na nieco poniżej średniej krajowej. Ale tak silna jest chęć kontaktu z urzekającym światem wyżyn abstrakcji, że mimo wszystko próbuję wspinaczki. To wyznanie może być przyczynkiem do wciąż aktualnej dyskusji (do której się włączam na innym miejscu) o stosunku między zdolnością humanistyczną i matematyczną.

Z rozmyślań filozoficznych nad teorią mnogości powstało studium dotyczące jej podstawowej zasady: "The Principle of Comprehension as a Present-Day Contribution to Mathesis Unversalis"; był to odczyt na Międzynarodowym Kongresie Logiki w Salzburgu, 1983, a potem publikacja w Philosophia Naturalis. Archiv für Naturphilosophie [...] XXI, Heft 2-4, 1984. Zasada ta definiuje operator abstrakcji pełniący fundamentalną rolę w powstawaniu mowy, co rozważam w monografii Logic from a Rhetorical Point of View, de Gruyter, Berlin/New York 1994 (rozdz.6, odc.3.3). Oto najkrótszy szkic tych powiązań.

Szympansy nie stworzyły języka, choć co do genotypu są prawie identyczne z ludźmi, zabrakło im bowiem genu czy czegoś innego, co warunkuje narodzenie się pojęć zbioru, operacji na zbiorach i dowolnie wielkiej liczby, słowem, idei ogólności. Żeby więc mógł powstać język z istotnymi dlań pojęciami ogólnymi, to musi idea ogólności, czyli abstrakcji, bytować w umyśle od zarania jako warunek pozyskiwania i opisywania doświadczeń; warunek ten określany jest w logice jako operator abstrakcji. Tak humanistyka splata się z matematyką, która przez pojęcie zbioru wyjaśnia procesy abstrakcji będące u podstaw języka.

4. Humanista i matematyk w obliczu złożoności wszechświata

Nad nieskończoną złożonością świata zdumiewał się Blaise Pascal, medytując przy tym, w jaki sposób potrafi się w niej rozeznać talent matematyczny (esprit de geometrie), a jak humanistyczny (esprit de finesse). Sam Pascal uosabiał w sposób niezrównany oba talenty. Jego posąg (obok) w zbiorach Luwru przedstawia go z rysunkiem geometrycznym na kolanach i celnym dziełem literackim o treściach etycznych (Prowincjałki) u stóp, trafnie tym oddając rozpiętość zainteresowań i talentów. A tym samym szczególne dane, żeby zdać sprawę, jak ma się jeden rodzaj umysłowości do drugiego. Z czego Pascal wywiązał się znakomicie w swych Myślach. Zob. w Computerworld,8 luty 1999, mój artykuł pt. Zmagania ze złożonością.

W czasach Pascala nie było w językach europejskich pojęcia nauk humanistycznych. To jednak, że nie znajdujemy go literalnie w tekstach nie przeszkadza w poznaniu poglądów Pascala na temat umysłowości humanistycznej. To, co on analizował, porównując tę dyspozycję ze zdolnościami matematyków, to talent ludzi skutecznego praktycznego działania. Nazwijmy ich praktykami.

Przedmiot poznania, które dostarcza przesłanek dla decyzji, jest ten sam dla praktyka co dla badacza humanisty. Są nim ludzkie działania oraz ich wytwory lub skutki. Oto np. rozumowanie, które doprowadziło Brutusa do decyzji zabicia Cezara, jest rekonstruowane przez humanistę - historyka badającego tamten fakt. Podobne zatem muszą mieć obaj zdolności znajdowania przesłanek i wysnuwania wniosków, co nie pomniejsza tej różnicy, że Brutus potrzebował do swego czynu odwagi i bezwzględności, a historykowi wystarcza wyobrazić sobie te cechy u Brutusa.

Żeby doszukać się źródeł odmienności między umysłowością matematyka i umysłowością praktyka czy humanisty, zauważmy istnienie dwóch strategii poznawczych. Są to strategia bezpośredniego odwzorowania oraz strategia opisu symbolicznego. Dzisiaj możemy to pojąć wnikliwiej niż współcześni Pascala. Jesteśmy bowiem oswojeni z dwiema technikami zapisu obrazu, zapisu dźwięku itd. Jest to technika analogowa, której w ludzkim poznaniu odpowiada pierwsza z rzeczonych strategii, oraz technika cyfrowa mająca odpowiednik w drugiej.

Dobrym też tropem jest porównanie dwóch sposobów oddania funkcji matematycznej: przez wykres w układzie współrzędnych (podejście analogowe) i przez zapis funkcji w symbolice matematycznej (podejście symboliczne czyli cyfrowe). Porównanie tego tropu z poprzednim jest wielce pouczające: pozwala odróżnić relację analogii między bytami fizycznymi, jak fale dźwiękowa i elektromagnetyczna w telefonie analogowym, od analogii między bytem abstrakcyjnym, jak funkcja matematyczna, i bytem fizycznym, jak wykres funkcji wykonany ołówkiem na materialnym nośniku. Podobnie, w mechanicznym kalkulatorze czy innym analogowym aparacie do obliczeń, obiekty abstrakcyjne - liczby - są reprezentowane przez fizyczne, np. odpowiednio usytuowane zęby trybów mechanizmu.

Humanista ma notorycznie do czynienia z jestestwami abstrakcyjnymi, jak sens utworu literackiego, prąd w sztuce, konflikt społeczny, strategia zarządzania, wzrost gospodarczy, podaż i popyt itd. Są to zjawiska niezmiernie złożone i oporne wobec prób pomiaru wyrażanego w cyfrach, podatne natomiast na asymboliczny pomiar analogowy i na rozumienie całych struktur bez konieczności rozpoznania każdego z nieogarnionej liczby detali składowych. Badacz humanista, podobnie jak skuteczny praktyk coś takiego potrafi (przynajmniej od czasu do czasu).

Np. skuteczny sprzedawca gdzieś w zwojach mózgowych ma odwzorowaną długą serię doświadczeń dotyczących podaży i popytu, ale nie w taki sposób, żeby to były ciągi cyfr zapisane na jakimś nośniku (jak to byłoby u robota na stanowisku kierownika sklepu). Pomimo braku ucyfrowienia, interes oparty na takim analogowym szacunku obrotów idzie mu doskonale. A to dlatego, ze abstrakcyjne obiekty, jakimi są podaż i popyt uzyskały reprezentację fizyczną w jakichś może napięciach elektrycznych czy innych parametrach komórek mózgowych. Coś podobnego zachodzi, gdy mamy do czynienia z dobrym ekonomistą, historykiem, politykiem czy psychologiem. Np. ekonomiści z banków centralnych mają tu wdzięczne pole do popisu, gdy trzeba "wyczuć" stan gospodarki, żeby korzystnie na nią oddziałać przez stopy procentowe.

Tak w wielkim skrócie, i dana jedynie przykładowo przedstawiałaby się odpowiedź na pytanie, jak radzi sobie humanista ze złożonością świata. Temat ten -- kluczowy dla współczesnej wizji świata -- będzie wracał w następnych odcinkach.

Dalej - Odcinek 2: Kłopoty z dowodzeniem istnienia Boga.

do góry strony